wtorek, 18 października 2016

O tym co biorę rano i wieczorem

Co się ostatnio działo? Mam dwa szkolenia farmaceutyczne za sobą (o tak, nawet nie będąc farmaceutą się szkolę - nie dla punktów twardych i miękkich, nie dla próbek, nie dla dobrego jedzenia, trochę dla długopisów <tego zawsze brakuje>, ale głównie dla wiedzy). Najczęściej idę na te bezpłatne, ale myślę, że te płatne wyglądają podobnie, a może nawet lepiej (byłam na konferencji zielarskiej w Krośnie - mniej tłumów). Jak wyglądają takie szkolenia za punkty? Rejestracja, podpisik tu i tam, materiały szkoleniowe, stoiska z produktami (i długopisami!) i... sala wykładowa. Osobne pomieszczenie, gdzie są ciastka/kanapki i woda/kawa/herbata. Wykłady najcenniejsze (oprócz sponsorowanych). Piszemy test na zakończenie i certyfikaty wysyłane pocztą lub otrzymane na miejscu. Brzmi fajnie, gorzej jak wiesz, że jesteś otoczony farmaceutami, niektórzy nawet sarkają na techników, że się nie szkolą, bo nie muszą. O Ironio!
Pozytywne jest to, że próbuję się dowartościować tekstem "Certyfikat dla mgr farm. Emilii ...". Do tytułu magistra dużo mi brakuje, tym bardziej do mgr farm.

Wracając do tytułu. Co biorę rano i wieczorem?
Pracując tam gdzie pracuję, mam styczność z licznymi preparatami, często się w coś zaopatruję - najczęściej jakąś przeciwbólówkę i rozkurczające oraz coś na co dzień. Nie sugeruję się firmą z reklam na A. Nie kręcą mnie chwyty: o doskonałej bioretencji czy zawiera kofaktor (a to już inna firma). Patrzę czy preparat jest lekiem czy suplementem. Suplement to jedzenie, więc na co dzień się nada, jak nie mam dostatecznej podaży w jedzeniu. Może wypiszę w punktach czym się sugeruję (na pewno nie reklamą)...
1. Czy cierpię przewlekle na jakieś schorzenie? Czy potrzebuję tego preparatu w diecie?
2. Czy mogę ten preparat stosować jak biorę inne leki?
3. Czy nie przedawkuję?
4. Status: Lek, suplement diety, dietetyczny środek spożywczy przeznaczenia medycznego?
5. Firma: Jak chodzi o suplement to nie tknę takiego o nieznanym pochodzeniu.
6. Standaryzacja: im bardziej standaryzowany, tym lepszy.

wtorek, 11 października 2016

Świąteczna maść imbirowo-pomarańczowa z chlorkiem magnezu [DIY]

Sygnatura wypisana głównie po polsku,
słabo po łacinie, ale na prezent
można świadomie popełnić gafę ;)

Święta powoli się zbliżają małymi krokami, można pomyśleć o jakimś małym prezencie, ręcznie robionym, dla bliskich. Dwa lata temu postanowiłam, że się trochę pobawię w ręcznie robione kosmetyki. Napadł mnie pomysł, zrobiłam i... tadaaam - obok pyłu do kąpieli (przepis) zrobiłam maść z chlorkiem magnezu. Zainspirowałam się oliwą magnezową (u Herbiness), ale nadal nie wiem w jakim stopniu wchłania się przez skórę. Zrobiłam zatem optymalne 42% w 250 g, co da nam jeszcze mniejsze stężenie magnezu, ale nie tak małe by nic nie dało. Podobno maść w porządku (zrobię też sobie na próbę). Słabo grzeje, ale ładnie natłuszcza i pachnie. Ktoś kiedyś powiedział, że nie opłaca się 100 g robić w moździerzu, lepiej spieniaczem do mleka. Lubię swój moździerz, swoją parownicę i przy nich jak na razie zostanę.

Co jest potrzebne?
- waga
- moździerz
- parownica
- zlewka, łopatka do podłóż, łyżeczka do proszków
- przegotowana woda/woda oczyszczona 46,4 g
- olejek eteryczny imbirowy i pomarańczowy (swoje kupiłam w Mydlarni u Franciszka)
- wosk pszczeli 10 g
- chlorek magnezu (z ChemLabu, albo jakiś inny sprawdzony) 33,6 g
- lanolina 80 g
- olej kokosowy 80 g
Sprzęt
Jak wykonać?
Odważyć półstałe produkty w parownicy na wadze (1). Olej kokosowy, lanolinę, wosk żółty nadtopić w parownicy (2), przelać do moździerza, poczekać aż trochę przestygnie. Na wadze w zlewce odważyć 46,4 g wody, odważyć na pergaminowym papierze lub czystej kartce 33,6 g chlorku magnezu. Rozpuścić w wodzie. Przelać nadtopione podłoże do moździerza. Jak już przestygnie dodawać stopniowo roztwór, ciągle mieszając. Maść jest gotowa jak usłyszycie charakterystyczne mlaśnięcie podczas 'ukręcania'. dodać po 5 kropli olejków, ucierać do 'mlaśnięcia'. Przełożyć do pudełka.


Wosk pszczeli żółty, kosmetyczny
1
2



Konsystencja
Gotowe!














W tym roku może zrobię coś innego?

wtorek, 4 października 2016

Gdzie byłam? România!

Bună seara!
 Od kilku miesięcy przymierzałam się do jakiejś wycieczki, najlepiej po Europie, dobrze by było wpleść element dreszczyku (może wampiry, strzygi, bogowie!?) i oczywiście przemiłej atmosfery! Było wiele ofert: Włochy, Grecja, Czechy oraz zamki i... Rumunia z wampirami w tle. Moje wnętrze szeptało mi Rumunia, Rumunia, Rumunia, Rumunia, wybierz Rumunię... Więc za głosem wnętrza zaczęłam wiercić swemu mężczyźnie dziurę w brzuchu RUMUNIA, RUMUNIA, RUMUNIA. Po ostygnięciu atmosfery, prawie zapadła decyzja o rezygnacji z planów, ponieważ jest to kraj sąsiadujący z państwami, w których są zamachy, tam jest pełno Cyganów. Ego po jakimś czasie się obudziło, chodziłam rozgoryczona i zmarnowana. Poczytałam sobie trochę w Internecie o Rumunii. Druga strona przeszukała reddit. Doszliśmy w końcu do wniosku - JEDZIEMY! W czasie "redditowania" rumuńskiej kultury, przeczytałam Draculę Brama Stokera oraz Drakula, Wampir, tyran czy bohater Ilony Czamańskiej (książki na wrzesień).
Źródło: Wikipedia